Raport z oblężonego miasta – nr 9

Żeby wszystko byio jasne, to:
– tytuł pochodzi od Zbigniewa Herberta (warto poczytać jego poezję)
– raport piszę ja
– oblężone miasto to my
– nikt nikogo nie będzie czarował
– i co najważniejsze, żadna z opinii, która zostanie przedstawiona, nie będzie dotyczyć komputera jako np. doskonałego narzędzia do programowania czy pisania tekstów. Wszystko co zostanie napisane, jest jednostronne, tzn. widziane z punktu widzenia gier, gier i tylko gier!

Jest ostatni dzień grudnia 1991 roku, za kilkadziesiąt minut wypali w powietrze tu i ówdzie kilka milionów złotych {w postaci fajerwerków). Jest to więc najlepszy moment na podsumowanie tego co się zdarzyło w „grach” i w „komputerach” w przemijającym roku.

Na naszym krajowym podwórku na pewno wydarzeniem roku była ogromna eksplozja demograficzna Amigi, oraz druga – mniej widoczna, ale czy nie większa – IBM-a. Oczywiście wielu teraz mówi: „a nie mówiłem” – odpuśćcie sobie takich ludzi, bowiem równie dobrze mogli mówić cokolwiek innego i trafić. Wielu już się nacięto, obstawiając sukces rynkowy np. VIC-20, czy Spectrum +3. Wróćmy jednak do tematu – krachu, jakim skończyły się rozpaczliwe próby odsprzedawania 8-bitowców.

W najbliższym otoczeniu (rozsądnym) Polski, np. w Niemczech, dość pokaźnie wyłożyło się Atari ST, którego pozycja wydawała się jeszcze kilka lat temu niepodważalna. Dziś próżno chodzić po „dużych” sklepach komputerowych, wypatrując jakiegokolwiek modelu ST. Oczywiście, w firmach wysyłkowych kupić nadal można wszystko, nawet ZX-81 ale czy to o czymś świadczy? Przytoczę cytat z rozmowy z panią Patricią Hughes z Electronic Arts (firmy bardzo liczącej się na soft-rynku): „w ofercie mamy 27 programów na Amigę i 10 na ST”. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest najprawdopodobniej polityka firmy Atari, która wypromowała ST jako komputer dla muzyków i do DTP (DeskTop Publishing). Gry stanowią dodatek do całości niezłego komputera, ale na pewno nie są przyczyną, dla której ten komputer się kupuje.

Ciekawostką folklorystyczną jest fakt, że wielu posiadaczy małego Atari zmienia je właśnie na ST – czy naprawdę przywiązanie do nazwy firmy jest większe niż rozsądek, czy niechęć do nazwy Commodore nie jest przesadna? Ewentualną alteratywą dla upartych może być Atari STE FM z Blitterem i układem do generowania sampli.

Amiga to już inna historia – najlepiej sprzedaje się nadal model 500 (stosunkowo niska cena?). Pomimo dających się słyszeć tu i ówdzie głosów, że oprogramować Amigę to samobójstwo „bo wszystko w niej takie zbędnie udziwnione”, software pojawia się lawinowo. Przypuszczalnie już niedługo i do nas dotrze wtórna fala popularności Amigi, w postaci wzmożonego popytu na rozszerzenia pamięci – bez tego nie można mówić o poważniejszych zastosowaniach. W sklepach zachodnich spotyka się prawie wyłącznie model 500, model 1000 spadł z rynku chyba całkowicie, modele 2000 i wyżej są zbyt drogie dla zwykłego gracza.

IBM – czarny koń naszego rynku, został nareszcie odkryty przez programistów. Jak grzyby po deszczu pojawiać się zaczęły gry z taką grafiką i muzyką, że poprzednie dwa szesnastobitowce mogą jedynie zazdrościć i podśpiewywać sobie cichutko pod nosem to, co ich starszy brat śpiewa pełnym głosem. Do sukcesu IBM-a przyczyniła się niewątpliwie jego modularna struktura, tzn. jeśli dziś stać mnie na kupienie monochromatycznego monitora to nie znaczy, że za kilka miesięcy nie będę mógł pozwolić sobie na kartę graficzną SVGA z kolorowym monitorem i max. rozdzielczością. W IBM-ie z jego żadną częścią nie trzeba brać dozgonnego ślubu, wszystko można w dowolnej chwili rozszerzyć, poprawić, a zbędne części sprzedać. IBM PC przestał być „dużym komputerem, którego nikt nie ma”, jest to porządny, dobrze oprogramowany komputer również do gier, który przy okazji może jeszcze zrobić takie rzeczy, że „filozofom się nie śniło”.

Macintosh dopiero wchodzi na rynek i trudno coś wyrokować – jedno jest pewne – może stać się dużą konkurencją dla wszystkich.

Czas przejść do spraw bardziej przykrych – czyli do 8-bitowców. Długo wahałem się, czy i jak to napisać i choć wiem, że nie przysporzy mi to wielbicieli w niektórych kręgach, czas już kilka spraw powiedzieć wprost.
Po pierwsze – do niektórych osób nie może trafić, że „czasy nam się zmieniają”.
Po drugie – są oni przekonani, że ich upór uczyni cuda.
Po trzecie – nie zauważają, że są manipulowani przez…
Po czwarte – tylko sprytni potrafią przetrwać.
Po piąte – my swoje, a oni i tak lepiej wiedzą.
Po tym wstępie przejdźmy do analizy rynku „growego” oczywiście.

Amstrad – nie mam zdania, bowiem jest ich dość mało w Polsce, ale dość dużo w Anglii. Niewątpliwą zaletą tego komputera jest to, że do dziś robi się na niego nowe gry. Nie jest tego dużo, ale zawsze coś.

Spectrum – chyli się ku upadkowi podobnemu do Atari, przy życiu utrzymują go maniacy, zmuszający to maleństwo do rzeczy niemożliwych (liczne dema), od czasu do czasu pojawiają się gry. Liczy się na SAM-a Coupe, że stanie się on godnym następcą Trumienki, ale czy tak się stanie czas dopiero pokaże. Stanowi on na pewno jakąś alternatywę.

Atari – „tragedia polskiego rynku”. Komputer, który zalał nasz kraj, lub lepiej powiedzieć, że przelał się z przepełnionych magazynów, gdzie nie wiedziano co z nim robić. Komputer, który zmarł śmiercią naturalną na Zachodzie i odbyło się to bez prób reanimacji denata. Firma Atari zajęła się po prostu innymi produktami i „odpuściła sobie” małe Atari. W pierwszym okresie sytuacja była całkiem O.K. – przez jakiś czas trafiało do nas oprogramowanie „ze starych zapasów” – obecnie źródła wyschły, wielu postanowiło sprzedać swego pupilka i tu nastąpił krach – nikt nie chce tego kupić, szczególnie gdy się chce odzyskać włożone pieniądze. W ten sposób na naszych oczach komputer ten zestarzał się nie tyle fizycznie, co moralnie. Najlepszym przykładem niech będzie „test giełdowy” – na giełdzie przy ul. Grzybowskiej w Warszawie (największa giełda w Europie), na dwa tygodnie przed świętami udało się zastać dwóch „hackerów” – jeden kopiował na dyski, drugi na kasety.

Nie ma nowości, rodzime firmy kapią coś sporadycznie. Może pora odstąpić tę „myśl techniczną” dalej na wschód? My ze swej strony będziemy pisać o Atari tak długo/jak długo ten komputer będzie powodował zapotrzebowanie społeczne na informację.

Commodore – „najlepiej oprogramowany komputer świata” – opinia ta towarzyszy mu od lat i nie traci nic ze swej aktualności. Może to trochę przesada, ale jak powiedział mi pewien „hacker” (przepraszam – o tym gościu można z powodzeniem napisać HAKER), C-64 ma się coraz gorzej, tygodniowo przychodzi do niego już tylko po sześć dyskietek nowości (!!!). Może rzeczywiście świadczy to o jego rychłym upadku, ale… Jedno jest pewne, pewną przyszłość mają jedynie ludzie ze stacjami dysków. Skończyły się czasy, gdy gra miała 100-200 bloków, teraz operuje się liczbą dysków potrzebnych do zapisania całości. Nie-przekonani będą nadal karmieni powycinanymi kawałkami dobrych gier (tak dużymi, jak dużo uda się wyciąć z całości). By zwiększyć kontrast, przytoczę przykład: aby na dyskietkach Commodore zapisać tyle, ile „zużyto” na grę Wing Commander lI (jedna z fajniejszych na PC), należałoby zapchać ich ok. czterdzieści pięć!

Pragnę jeszcze zauważyć, że jako społeczeństwo „ubogie” przyzwyczailiśmy się do dwóch spraw:
– gry są „tanie” i kupuje się je “na setki”,
– sprzęt jest „drogi”, więc kupuje się to, co najtańsze, lub nie kupuje się go wcale.
Jak zareaguje rynek piracki na ustawę o prawach autorskich, trudno jeszcze dziś powiedzieć. Pewne jest, iż brak np. modemów jedynie utrudni nielegalny handel, a oficjalnie będzie można kupić programy na: IBM, Amigę, Atari ST, trochę na Commodore, może coś na Amstrada (choć to wątpliwe z uwagi na ograniczoność rynku) i praktycznie nic na resztę.

Z góry pragnę uprzedzić lawinę listów, która zwali się po opublikowaniu tego materiału, że wszystkie opinie zostały wysnute na podstawie ogromnej korespondencji, która przewija się co-dzień przez moje ręce; na podstawie wielu bytności tu i tam, oraz innych źródeł. Z miejsca gdzie siedzę, „można zataczać szersze horyzonty”. Nie chodziło mi o pognębianie jednych a promowanie drugich, lecz o chłodną ocenę skąd przybywamy, dokąd dążymy.

Waldemar Nowak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*