Ta gra ma dwie wersje. Okrojoną, sharewarową i normalną, komercyjną. Shareware ma to do siebie, ze wolno z niego korzystać przez czas jakiś, po czym albo sie płaci i korzysta dalej, albo kasuje program. W Wolfensteina można więc pograć przez jakiś czas jak najbardziej legalnie, nie inwestując ani grosza. A jeśli komuś znudzi sie tłuczenie tej jednej, jedynej misji – pozostaje mu albo przerzucić się na jakąś inna grę, albo wykonać czynność naganne moralnie i potępiane przez wszystkich. Najbardziej przez Brata Marcina, który jednak nie potrafi w dekalogu wskazać przykazania: “Nie kopiuj Jedenaste?
Bohaterem gry jest niejaki kapitan William J. „B. J.” Blazkowicz (nazwisko brzmi cokolwiek swojsko). Jego zadanie to w pierwszym rzędzie ucieczka z nazistowskiego lochu w zamku Wolfenstein, a polem kilka misji przeciwko hitlerowcom. Już w tym momencie opis gry nie brzmi Specjalnie oryginalnie. Dalej jest jeszcze gorzej, bo zaczyna się Schwarcenegger skrzyżowany z Rambo 1-2-3. Zadanie naszego bohatera sprowadza sie do wystrzelania wszystkich napotkanych po drodze Niemców (można ich tez zaciukać nożem, jeśli dadzą do siebie podejść wystarczająco blisko), zebrania maksymalnej ilości skarbów, zaliczenia wszystkich pięter zamku i wyjścia na wolność. Proste – n’est-ce pas? (Ah oui, bon, Oh merde, Myślę że starczy francuskiego na jeden numer TS – Naczelny.)
Może nie czepiajmy się za bardzo Iegendy, w końcu w takiej grze nie jest ona specjalnie istotna. Najważniejsze jest jak płynnie sie gra, jak dobra jest grafika, czy gra wciąga – a tu Wolfenstein jest rewelacyjny. Blazkowiczem steruje się za pomocą kursorów. Na ekranie pokazane jest to, co on widzi – z perfekcyjnym zachowaniem wszelkich reguł perspektywy i zasłaniania ścian przez inne ściany. Kursor do góry to ruch do przodu, kursor w dół to ruch do tylu, a lewo i prawo pozwalają na obracanie sie w odpowiednim kierunku. Do obsługi pozostały jeszcze strzał, otwieranie drzwi i ruch w bok, które można przypisać praktycznie dowolnym klawiszom. Do sterowania można też użyć myszy lub joysticka.
Ekran w trakcie gry podzielony jest na dwie części. W głównym oknie widać to, o czym pisałem powyżej, na dole zaś kilka liczników. Jeden informuje o liczbie sztuk amunicji, jaką niesie B. J., drugi o liczbie zdobytych punktów, trzeci pokazuje liczbę pozostałych żyć, a czwarty procent zdrowia, jaki pozostał po ostatnim spotkaniu z kilkoma gramami ołowiu, wystrzelonymi z parabellum.
Zakończenie każdej misji wymaga przejścia dziewięciu pięter. Na każdym z nich znajdują się naziści z różnych formacji, czasem także psy. Na każdym piętrze musimy znaleźć windę, którą można wjechać dalej. Często oznacza to konieczność znalezienia klucza (lub dwóch), które posłużą do otwarcia zamkniętych drzwi. Ponieważ każde piętro jest dość duże (64*64), szukanie klucza i windy zajmuje sporo czasu, nawet gdyby nie było przeszkadzających na każdym kroku hitlerowców. Żeby dąć Wam pojęcie o tym, na jest mapa, drukujemy na sąsiednich stronach plany wszystkich pięter pierwszej misji (tej, która była również w wersji shareware). Wydrukowanie wszystkich map jest raczej niemożliwe – sześć misji, dziesięć pięter w każdej, to około jednej trzeciej Top Secretu.
Mimo braku mapy można sobie dać rade podczas chodzenia po większości pięter korzystając z reguły prawej (albo lewej ręki, co zaproponował Gen. Bem. Za co chwała mu na wieki wieków). Jak to się robi? Proste. Idąc, przez cały czas należy dotykać prawą (albo lewą) ręka ściany. Dzięki temu na pewno nie uda się zabłądzić, choć brak gwarancji, że uda się odwiedzić wszystkie pomieszczenia znajdują się na piętrze. Na ogół to działa.
Jedynym sposobem na pozbycie się Niemców jest strzelanie – aż do skutku. Na samym początku mamy do dyspozycji tylko pistolet i nóż (przełącza się je klawiszami 1 i 2), potem możemy znaleźć pistolet maszynowy i – najskuteczniejszy – karabin maszynowy (klawisze 3, 4). Traconą amunicję można uzupełniać zbierając leżące w wielu miejscach magazynki, często można również zabrać amunicję zastrzelonemu Niemcowi.
Problem polega na tym, że naziści tez strzelają. Nawet jeśli nie są w tej dziedzinie oszałamiająco skuteczni, strzał w głowę z odległości pot metra jest zabójczy. Najprostszym lekarstwem jest nie dopuszczanie ich tak blisko, co jednak nie zawsze bywa możliwe, wtedy jedyne co może nas uratować to refleks – trafiony Niemiec przez kilka dziesiątych sekundy rezygnuje z dalszych prób strzelania, dzięki czemu mamy czas na oddanie następnego strzału. W zależności od odległości. z jakiej strzelamy potrzeba jednego lub kilku trafień, żeby hitlerowiec nakrył się nogami, wydając swój ostatni okrzyk bojowy. Na ostatnim piętrze zawsze stoi ktoś paskudny i trzy razy większy od pozostałych. Jego zabicie jest dość trudne i często wymaga wywalenia kilku pełnych magazynków z karabinu maszynowego (na jednym z tajnych poziomów trafiliśmy na czerwoną paskudę, której nie udało się zabić nawet kilkoma magazynkami).
Nawet przy zachowaniu maksymalnych środków ostrożności nie sposób uniknąć trafień. Na szczęście na podłodze leżą apteczki i pożywienie, pozwalające wzmocnić nadwątlone zdrowie. W ostateczności może do tego służyć nawet miska psiego jadła, lub coś jeszcze bardziej paskudnego. Od czasu do czasu można trafić na niebieskie kule z portretem Blazkowicza. Powodują one zawsze stuprocentowe wyleczenie. Utrata życia cofa B. J. na początek piętra – z wyjątkiem ostatniej, która cofa go do… ekranu tytułowego. Zdobycie większej ilości punktów powoduje uzyskanie dodatkowych żyć, dlatego warto zbierać porozstawiane po kątach skrzynki ze złotem. tudzież złote korony i puchary.
Na samym początku gry jesteśmy pytani o swoje umiejętności, czyli poziom, na którym chcemy grac. Na najniższym poziomie (Can I play, Daddy?) Niemców jest niewielu i przyjaźnie machają do B.J. ręką. No, z tym przyjaznym machaniem może trochę przesadzam. Na ostatnim poziomie (l am Death incarnate!) jest ich trzy razy więcej, toteż w niektórych pomieszczeniach nawet wystrzelani do nogi stoją, me mając miejsca żeby upaść (chyba znowu trochę przesadzam). To wszystko, to jeszcze nie wszystko. Są takie miejsca, w których podejście do ściany i naciśniecie klawisza „otwórz” spowoduje otwarcie tajnego przejścia. Na naszej mapie wszystkie one są zaznaczone, normalnie trzeba cierpliwie opukiwać ściany. Na pierwszym piętrze radze zajrzeć za plecy szkopa stojącego w wąskim korytarzyku (naprzeciwko niego w identycznym korytarzyku stoi zbroja rycerska). Znalezisko na pewno przyda się w dalszej walce. To by było na tyle (z grubsza!) Spluwa w garść l do roboty – nazistów całe mrowie, Kloss w pojedynkę sobie z nimi rady nie da!
Robaquez
P. S. Jeżeli już zupełnie Ci nie idzie, naciśnij równocześnie klawisze MLI – efekt murowany!
Opublikowano w czasopiśmie TOP SECRET 13/6 (1992)