Znacie chyba tę uporczywą myśl. która raz przyszedłszy do głowy zagnieżdża się w świadomości gracza. Biedak, zaczyna podejrzewać, że przyczyną tego, iż w pewnej fazie grania w przygodówkę nie wie co zrobić. jest błąd w programie. „Zabugowana” — rodzi się myśl i nic nie jest w stanie jej wyprzeć, aż do momentu szczęśliwego rozwiązania wyjątkowo paskudnej zagadki. Jak destrukcyjne jest to zjawisko. ilustruje znany mi przypadek. kiedy to pewnemu graczowi wystarczyło powiedzieć, że istnieje rozwiązanie. że w grze nie ma błędu. by po chwili zrobił to, co na wiele dni zatrzymało jego postępy. Po chwili grania w „The Riddle of Master Lu” znajoma myśl powróciła. gdy zacząłem miotać się po zamku w Gdańsku, nie bardzo wiedząc, co ma wyniknąć z odsłonięcia przeze mnie na ścianie karty asa pik. Zrezygnowany, zwątpiwszy w sens dalszego miotania, zabrałem się za lekturę list dyskusyjnych na Internecie i w jednym miejscu wyczytałem straszną prawdę.
Za chwilę wykonałem co następuje: połączyłem się z sitem Sanctuary Woods ftp.sanctuary.com, wpadłem do katalogu pub/Patches_and_Fixes i wygłodniałym wzrokiem popatrzyłem na prawie megowy plik o tajemniczej nazwie ROML205.EXE. Plik po rozpakowaniu odsłonił między innymi plik riddle.exe, który zgodnie z instrukcją należało przegrać na ten, który z kompaktu gry zainstalował mi się na twardym dysku. Gdy uruchomiłem grę ponownie okazało się. że na ścianie pojawił się przełącznik, który radośnie włączyłem i kontynuowałem zabawę. Jeśli jesteście/będziecie posiadaczami „The Riddle of Master Lu” radzę przeprowadzić podobną operację, względnie udać się do dystrybutora z żądaniem dyskietki z programem łatającym, który naprawia, oprócz buga w zamku, jeszcze inny błąd pod koniec gry. To po pierwsze.
Po drugie „The Riddle…” to gra wyjątkowa. Zrobiona przez ambitnych ludzi, którzy podobnie jak my wszyscy tutaj, dostrzegli, że gry przygodowe stały się ostatnio zbyt łatwe. Ich produkt taki nie jest.
Na ostatnich targach w Londynie na jednego z twórców „Zagadki mistrza Lu” napatoczyli się dwaj sympatyczni redaktorzy z konkurencji. „We are the leading Polish adventure players” (jesteśmy czołowymi przygodówkarzami w naszym kraju) — zaczęli rozmowę. „OK” — odpowiedział bynajmniej nie poruszony tą deklaracją i usadził dwójkę delikwentów przed monitorem z zadaniem wyprowadzenia Roberta Ripley z laboratorium starego barona.
Wiedział, że nie mają żadnych szans.
Aby sprawę doprowadzić do pomyślnego końca, wykonać należy około czterdziestu właściwych czynności na ponad dwudziestu obiektach, a na koniec wydedukować na podstawie układu okresowego pierwiastków czterocyfrowy szyfr otwierający drzwi. Chłopaki wycofali się po angielsku z amerykańskim „We’ll be back” na ustach…
„The Riddle…” jest trudna, maniacko skomplikowana i zamknie usta tym, co pomstowali na banalność przygodówek.
Mózgiem całego projektu jest Lee Sheldon (znany jako autor scenariuszy do popularnego w latach siedemdziesiątych serialu Aniołki Charliego i niektórych odcinków Star Trek: The Next Generation). W 'The Riddle…” oprócz tego, że był jednym z pomysłodawców, napisał cały scenariusz jak i bardzo porządny podręcznik użytkownika, zarządzał filmowaniem, obsadzaniem ról oraz zagrał sobie jednego z mnichów w Sikkim.
Grę cechuje profesjonalizm wykonania, co przejawia się choćby w dużej dbałości o szczegóły. Podczas gdy w „Touche” wszystkie kuźnie ze względów oszczędnościowych wyglądały tak samo. każdy Posh Express jest w 'The Riddle…” urządzony w swoim własnym regionalnym stylu, co więcej Chińczyk, jeśli mówi po angielsku to z chińskim akcentem, angielszczyzna Niemca w Gdańsku jest niemiecka, a hindusi mówią po swojemu.
Graficznie gra jest rewelacyjna — digitalizowane postacie poruszające się na tle pełnych detali renderowanych scenerii. Dość często w małych ramkach pojawiają się zbliżenia. pokazujące emocje na twarzy postaci. Muzyka również trzyma poziom, choć tutaj można mieć zastrzeżenia, że jest to chyba tylko jeden motyw i do tego rzadko kiedy odgrywany. Dialogi w grze są inteligentne i stanowią mocną stronę produktu. Jest jednak jednocześnie niepokojącym fakt, iż 'The Riddle… to już któraś z kolei gra przygodowa, (niechlubną tradycję zapoczątkował bodajże doskonały skądinąd „Return to Zork”), w której nie ma możliwości włączenia opcji tekstu. Twórcy gier zdają się zapominać, że istnieje również rynek nieanglojęzyczny. Kolejnym przeoczeniem jest niemożność przerwania cutscenów.
Głównym bohaterem „Zagadki mistrza Lu” jest postać autentyczna — Robert Ripley, z zawodu rysownik, który zdobył bajeczną fortunę początkowo na szkicowaniu, a potem również na kolekcjonowaniu w swych słynnych gabinetach osobliwości, dziwactw tego świata. W swoich podróżował był prawie wszędzie i fakt, że w grze wszędzie go znają i witają nie jest przesadzony. Był zafascynowany Chinami. a przede wszystkim Chinkami…
Jest rok 1936. Ripley musi odnaleźć i ocalić przed chcącymi go zabić złoczyńcami magiczny talizman — pieczęć imperatora Chin, która ukryta została w jego grobowcu. Gdzie jest grób nie wiadomo, gdyż dostęp do niego zamaskował tysiąclecia wcześniej chiński mędrzec — mistrz Lu. Jakkolwiek trudną zagadkę ułożyłby jednakże człowiek, drugi człowiek może ją rozwiązać…
Dixie