.. ze srebra! – Wiewióriusz kiwał z przekonaniem głową. Kaczoramiks popatrzył na smoczy ornament i mruknął pod nosem coś, co mogło być
równie dobrze potwierdzeniem lub zaprzeczeniem. Alex przyjął to za dobrą monetę i rzucił:
– No to idziemy do tego dupka. Szkoda czasu.
Troll nie zastanawiał się dłużej i popchnął drzwi potężnął łapą. Drzwi ustąpiły pod jego naporem i drużyna mogła
spokojnie wkroczyć do otwartego już pomieszczenia. W powietrzu dało się wyczuć zapach kadzideł i jałowca . Pomieszczenie tonęło w półmroku i widoczność była ograniczona. Lecz mimo zaciemnienia, oczy drużyny wyłowiły z ciemności łoże z baldachimem. Wszyscy jak na komendę skoczyli naraz na „kojko” i z przerażeniem stwierdzili, że jest to bezczelna pułapka zastawiona przez szczwanego czarnoksiężnika. Podłoga pod łożem otworzyła się szeroko i dzielne chłopaki poleciały na zbity pysk w dół.
– Aaaaaaaaaaaa! – wrzasnęła zgodnym chórem spadająca drużyna. Wiewióriusz klapnął na posadzkę niczym kłoda drzewa, zaraz obok Kaczoramiks wypróbował wytrzymałość swoich zębów na kamiennej posadzce. W moment potem, krótki niczym walnięcie „morgenszternem” w potylicę, zleciał na Wiewióriusza Kopalny, wydając z siebie stęknięcie godne Conana Barbarzyńcy. Alex nadleciał siedząc okrakiem na swoim toporze i grzmotnął w Kopalnego niczym pała w bęben. Kopalny stęknął po raz wtóry. Alex spojrzał w górę i zdążył uskoczyć przed ogromnym cielskiem, które plasnęło niczym gigantyczna żaba na resztę drużyny. Alex zdążył odskoczyć na bok i wskazując paluchem w stronę kłębowiska ciał powiedział:
– Kurde! To wszystko wa…. – resztę wykładu Alexa została brutalnie przerwana przez trollowego Joy’a, który właśnie spadł na głowę krasnoluda. Przez krótki moment zaległa cisza przerywana jedynie stękaniem powalonych spadochroniarzy. Wreszcie Kopalny doszedł jako tako do siebie i rozejrzał się. Jedyną rzeczą jaką mógł stwierdzić to to, że nic nie widzi.
– O w morde, ale ciemnica! Zupełnie jak w piwnicy u Naczelnego! – Wiewióriusz zapalił magiczne światło na swojej lasce i sala rozwidniła się na tyle, aby cokolwiek zobaczyć. Sala, w której się zdesantowali, była kwadratowa, na oko pięć na pięć metrów, a w górę tak wysoko, że nie widać było sufitu w ciemnościach. Na jednej ze ścian zauważyli przejście zamknięte żelazną kratą i Kaczoramiks zadecydował.
– Coś mi się zdaje, że nie ma stąd innego wyjścia. Bed czy mógłbyś otworzyć to coś? – i wskazał na kratę. Troll bez zbędnych słów złapał się za pręty i szarpnął z całej siły stękając przy tym srogo. Szarpał do siebie około pięciu minut i wreszcie usiadł na ziemi dysząc niczym lokomotywa. Wiewióriusz podszedł do kraty i pchnął ją lekko, a ona cichutko piszcząc zawiasami otworzyła się na ościerz,
– Trzeba mieć tu – powiedział wskazując na głowę – a nie tu – dodał pokazując na biceps. Troll zgrzytnął zębami. Gdy czarnoksiężnik odwrócił się, aby przejść przez drzwi, troll grzmotnął go w głowę
swoją maczugą. Następnie pochylił się nad leżącym i powiedział
– Trza miać tuta – wskazał na biceps – a tuta trza miać hełm.
Druid wskoczył pomiędzy nich i wrzasnął:
– Dobra! Kurde balans, spoko spoko! Starczy!
Troll Bed spojrzał na niego i warknął.
– Starczy to jest uwiąd. Kurde balans – rzucił Kopalny i ryknął śmiechem klepiąc się po udach. Wiewióriusz podniósł się z posadzki, spojrał w górę i powiedział.
– Uważajta chłopy, bo tu jest niski strop.
Poczym wyczołgał się z komnaty na czworaka. W chwilę po tym dało się słyszeć jego przerażony krzyk. Cała drużyna wybiegła za nim z pomieszczenia i zawtórowała mu swoimi głosami również krzycząć ze strachu. Korytarzem w ich stronę maszerował oddział kościotrupów. Wszystkie były uzbrojone w kości piszczelowe, noże i krótkie miecze. Pierwszy przestał krzyczeć troll Bed, ryknął niczym niedźwiedź, któremu zabrali baryłkę z miodem i skoczył w ich stronę wywijając swoją ogromniastą maczugą. Wyglądał niczym wiatrak. Gdy tylko dopadł wroga, odrazu pięciu z nich wkleił w ścianę, a następnie dwóch wysłał na wycieczkę lotniczą w dal korytarza. Drużyna podbudowana tym zwycięstwem, rzuciła się do prania kostuchów.
– Kiepski dowcip, udają martwych!
Wrzasnął Alex waląc toporem na prawo i lewo, aż sypały się w koło gnaty. Wiewióriusz słał co chwila błyskawice, za każdym razem powtarzając zaklęcie
– Palulu, gamoniu!
– Palulu, gamoniu!
W czasie kiedy jegio pociski spopielały kościotrupy, druid rzucał w szkielety czarem „OSTEOPOROZA”*, likwidując nim co chwila jednego z nich. Kopalny w tym czasie wsadził palce w oczodoły nacierającemu na niego szkieletowi, Alex pracowicie trzaskał czerepy, a troll wykonywał czysto baseballowe uderzenia.
– Kurde, ale się głupio uśmiechają! – zauważył rezolutnie Kopalny i gwizdnął najbliższego w żuchwę, aż ta znalazła się na jego plecach.
– Te ażurowy! Trzymaj! – krzyknął Alex rzucając w kościotrupa 25 – kilogramowym kamyczkiem. Kościotrup złapał i tyle go widzieli. Dwa szkielety skoczyły równocześnie na Kopalnego ten potknął się i poleciał na ziemię powalając tym trzech innych. Dwóch skaczących zderzyło się czaszkami i potoczyli się w dwie różne strony
straszliwie grzechocząc gnatami o posadzkę. W tym momencie Beda opadło kilkunast u szkieletów i zawiśli na nim niczym kiść winogron. Reszta kościotrupów atakowała ze zmiennym szczęściem Kopalnego i Alexa. Alex stękając okrutnie zadawał zamaszyste ciosy w czerep jednego z wrogów, a ten za każdym ciosem robił się coraz niższy. Kopalny poszczerbił już sobie miecz na gnatach przeciwników, ale mimo to nie zwalniał w zadawaniu ciosów z góry, z boku i na odlew. Po kilku minutach ostrego starcia, w którym żadna ze stron nie dawała pardonu, grupa Kopalnego ruszyła dalej szerokim korytarzem pozostawiając za sobą pobojowisko zasłane stertą gnatów. Nie wiedząc, co robić dalej, poszli najszerszym tunelem w celu znalezienia wyjścia na wyższy poziom lochów lub do wieży Szurumbura. Korytarz wiele razy rozdzielał się i skręcał, minęli wiele razy schody, które prowadziły raz w górę raz w dół. Kiedy wszyscy już mieli dosyć i przestali wierzyć w możliwość wydostania się z tej opresji, Wiewióriusz zauważył sączące się przez szparę w niedomkniętych drzwiach światło.
– Panowie! Widzę światło, o tam!
– Trzeba to koniecznie zbadać.
Powiedział druid. Drużyna podeszła do drzwi i bacznie obserwowała je w świetle pochodni. Drzwi jak drzwi, nic najzwyczajnego w nich nie było, ale ciekawość jest ciekawością. Kopalny podszedł bliżej i zaczął nasłuchiwać odgłosów dobiegających z drugiej strony. A odgłosy wydawały się bardzo dziwne. Kopalny usłyszał jak ktoś mocno stęka i sapie. Na jego twarzy ukazał się grymas zdziwienia, po czym szepnął w stronę Kaczoramiksa.
– Kurde. Tam ktoś strasznie się siłuje.
– Sprawdźmy to – zadecydował druid i Kopalny ostrożnie uchylił drzwi.
Chłopaki zajrzeli do pomieszczenia i ich oczom ukazał się okazały minotaur, koleś liczył sobie bez rogów około dwa i pół metra. Człowiek – byk próbował odrzucić olbrzymi kamień, który zawalał wejście na przeciwległej ścianie. Chłopakom opadły szczeny i stanęły włosy dęba. Pan minotaur, usłyszawszy drużynę ryknął okrutnicko. Grupie, przez momencik króciutki niczym cios Janosikowej ciupagi, zamarła krew w żyłach i zaczęła biec w odwrotnym kierunku. Minotaur dobył zza pasa obosieczny topór i z okrzykiem ruszył na naszych bohaterów. Jak zwykle pierwszy poanował się troll
Bed. Spotkanie dwóch kolosów odbyło się na środku komnaty, a odgłos zderzenia przypominał jazgot zderzających się głazów. Chłopaki otrząsnęli się z
zaskoczenia.
– Biją naszych! – wrzasnął Wiewióriusz.
Drużyna rzuciła się jak jeden mąż na odsiecz przyjacielowi. Gdy chłopaki podążali w stronę środka sali, Bed podążał lecąc w powietrzu na ich spotkanie. Dzielne zakapiory niczym szarańcza opadli minotaura i zaczęli bez wstępnych ceregieli okładać go razami. Człowiek – byk popatrzył ze zdziwieniem na oblegający go tłumek zastanawiając się czy pieprznąć od razu, czy poczekać. Tymczasem drużyna a przede wszystkim najdzielniejszy jej członek (!), czyli Wiewióriusz Bezlitosny, zabrał się za czarowanie. Wkrótce w zamyślonego minotaura poleciał poężny czar zwany wśród czarnoksiężników „swędzącą stopą”. Niestety, Wiewióriusz nie wiedział, bo i nie mógł o tym wiedzieć, że gatunek minotaurów począwszy od okresu prahistorii aż do obecnych czasów jest i był wyposażony przez naturę w pewną zdolność znaną jako odwracanie czarów.
– Hłe, hłe, hłe! – dobiegł wszystkich histeryczny śmiech czarnoksiężnika leżącego na ziemi i wierzgającego bez opamiętania nogami. Tymczasem minotaur jednym zamachem uprzątnął środek komnaty z wymachujących rękami wariatów i poukładał ich pod ścianą. Tymczasem do sali wrócił rozwścieczony troll.
– Rogi mu wyhwe! – wrzasnął i skoczył na wroga w wiadomym celu. Zanim drużyna pozbierała się do kupy (wiadomo, że kupa brzydko pachnie i nikt jej nie rusza), pan minotaur i trzymający go krzepko za rogi troll Bed zdążyli wykonać skromną demolkę w pomieszczeniu objętym zaciętą walką. Kopalny podniósł z ziemi ciężki kamień i cisnął w nim potwora. Druid Kaczoramiks uniósł w górę kostur i zaczął krzyczeć zaklęcie. Alex zataczając swoim toporem koła ruszył do desperackiego ataku. Kamień ciśnięty przez Kopalnego z chirurgiczną precyzją trafił druida w czoło pozbawiając go świadomości i resztek zapału bojowego. Minotaur próbował przerzucić przez rogi Beda, a Wiewióriusz zwijał się ze śmiechu. Gdy Alex dotarł do przeciwnika świszcząc toporem, Kopalny był już o dwa kroki od byko – człeka i wykonywał straszliwie okrutny zamach swoim mieczem. Druid leżał cichutko na ziemi i modlił się do swoich bogów. Troll Bed jedną łapą trzymał minotaura za róg, a drugą walił pomiędzy rogi ile wlezie. Alex z okrzykiem bojowym na ustach runął na minotaura, a impet jego ciosu wytrącił kolosa z równowagi. Na szczęście pewny chwyt trolla Beda, który trzymał minotaura za róg wybronił go od upadku. Bed sięgnął wreszcie leżącą na ziemi swoją maczugę i wrzeszcząc na cały głos „Wyhwe mu róg i wyrżnę w rzyć!!! ” trzasnął nią człeko – byka w głowę. Minotaur wstrząsnął głową, a maczuga rozsypała się po komnacie niczym rozerwana torebka cukierków. Druid podniósł się wreszcie z ziemi i nieprzytomnym głosem zapytał.
– Kto zgasił światło?
Odpowiedziały mu odgłosy walki. Jazgot, jaki robił troll do spółki z minotaurem, niósł się daleko po podziemnych korytarzach wieży Szurumbura. Gdy wydawało się już, że minotaur jest nie do pokonania, Kopalny resztkami swoich sił i bohaterstwa zdobył się jescze raz na odwagę i ruszył do ostatecznego ataku. Z zawziętą miną runął naprzód niczym sam bóg wojny i zdzielił byko – człeka lewym sierpowym. Minotaurowi rozjechały się nagle nogi, a oczka z koloru czerwonego przybrały barwę mętnego piwska bez piany. Kopalny i reszta odskoczyli przed walącym się ciałem, które wyciągnęło się jak pusty worek po ziemniakach w sortowni warzyw w Aninie pod Warszawą. Troll natychmiast dotrzymał słowa. Kiedy drużyna bardziej lub mniej stękając wydostawała się z komnaty przez otwór odwalony przez człowieka – byka, w sali pozostało leżące nieprzytomne ciało ze sterczącym z rzyci rogiem.
Po niedługim czasie dzielni wojownicy doszli do siebie i raźno (?) posuwali się do przodu, aby znaleźć drogę do znienawidzonego Szurumbura. Na czele ekipy z zabandażowaną głową szedł Kaczoramiks, tuż za nim głupawo uśmiechnięty troll, zaś pochód zamykali Kopalny z Alexem, niosąc zaśmiewającego się do rozpuku czarnoksiężnika. Czas mijał, a oni posuwali się naprzód. Wierwióriuszowi tymczasem przeszedł atak szalonego śmiechu, a druid zaczął iść w miarę prosto. Wkrótce dotarli do schodów prowadzących w górę, a uszu Kaczoramiksa dobiegł odgłos zbliżających się gdzieś z góry wielu kroków. Druid poinformował o tym drużynę i wszyscy po cichu na radzali się, co robić. Czy od razu uciekać (jak najszybciej – propozycja Kopalnego), czy poczekać w ukryciu na tych palancików, co się tu snują.
W redakcji właśnie dobiegła ostatnia runda wolnej amerykanki. W finałach odniósł zwycięstwo Naczelny (12:2) oczywiście zębów. Badjoy musiał być reanimowany puszką okocimia, a łzy i krew z ust ocierał mu jak zwykle jego przyjaciel Kopalny. Wynik tego spotkania towarzyskiego, gdzie wymiana zdań
zmieniła się w wymianę wszystkiego, co wpadło do ręki, miała wyjaśnić kolejność losowania waszych listów w celu wyłonienia zwycięzców naszego nie ustającego (przynajmniej narazie) konkursu piwomieczowego. O tym kto jest zwycięzcą (nie licząc Naczelnego) dowiecie się już wkrótce. Dla zainteresowanych podaję, że wbrew plotkom, straszę cały czas w tym samym zamku (zamek w drzwiach od gabinetu Naczelnego), a autografy rozdaję jak zwykle o północy.
DUCH SERCHI