Film „Star Wars” już od czasu swego powstania był legendą. Jest już niemal regułą, że dobre filmy szybko doczekiwały się swoich adaptacji komputerowych. Jednakże w tym przypadku odpowiedzialność spoczywającą na twórcach takiej gry była olbrzymia. – skoro film był (i nadal jest) legendą, to gra musi również być rewelacyjna, a na dodatek jej fabuła i to co Anglicy nazywają „look & feel” musi być zgodna z utrwalonymi już chyba w naszej podświadomości wzorcami z „Gwiezdnych Wojen”. Oczywiście w końcu taka gra pt. X-Wing – powstała i trzeba stwierdzić, iż rzeczywiście jest wyśmienita. Można również śmiało powiedzieć, że na jego powstanie złożyły się lata doświadczeń uzyskanych przy tworzeniu takich gier jak Wing Commander. Warto wspomnieć o twórcach – gra powstała w pracowniach „Lucas Arts”, a swoją jakość zawdzięcza między innymi współpracy George’a Lucasa…
Film „Star Wars” już od czasu swego powstania był legendą. Jest już niemal regułą, że dobre filmy szybko doczekiwały się swoich adaptacji komputerowych. Jednakże w tym przypadku odpowiedzialność spoczywającą na twórcach takiej gry była olbrzymia. – skoro film był (i nadal jest) legendą, to gra musi również być rewelacyjna, a na dodatek jej fabuła i to co Anglicy nazywają „look & feel” musi być zgodna z utrwalonymi już chyba w naszej podświadomości wzorcami z „Gwiezdnych Wojen”. Oczywiście w końcu taka gra pt. X-Wing – powstała i trzeba stwierdzić, iż rzeczywiście jest wyśmienita. Można również śmiało powiedzieć, że na jego powstanie złożyły się lata doświadczeń uzyskanych przy tworzeniu takich gier jak Wing Commander. Warto wspomnieć o twórcach – gra powstała w pracowniach „Lucas Arts”, a swoją jakość zawdzięcza między innymi współpracy George’a Lucasa…
Można było oczywiście stworzyć grę dokładnie kopiującą fabułę, coś w rodzaju gier przygodowych takich jak Indiana Jones l-IV. Twórcy X-Wing’a poszli jednak inną drogą i napisali grę zręcznościową, będącą w pewnym sensie kontynuacją Wing Commandera II – symulator myśliwca kosmicznego.
W grze tej “występujemy” w roli kadeta sił Rebeliantów, pilota myśliwców X-Wing (tych dobrze znanych z Gwiezdnych Wojen maszyn z rozkładanymi skrzydłami), A-Wing i Y-Wing. Nie wcielamy się bynajmniej w Luka Skywalkera, jest on postacią dużo ważniejszą. Wykonując misje bojowe dowiadujemy się od czasu do czasu o wydarzeniach w których bierze on udział, w formie krótkich, acz znakomicie wykonanych filmów.
Zanim jeszcze zajmiemy się misjami bojowymi uzyskamy dostęp do tajnego ośrodka treningowego Rebeliantów, gdzie można przeprowadzić misje treningowe. Zaprojektowane zostały one specjalnie w celu zapoznania nas z możliwościami własnych maszyn, jak również tych będących na wyposażeniu sił Imperium. Nauczymy się tutaj również współpracy z grupą, ochrony konwojów i temu podobnych rzeczy, które będą nam potrzebne w późniejszej służbie. W tym miejscu warto nadmienić, iż w odróżnieniu od innych tego typu gier strategia i taktyka odgrywają w X-Wing’u poważną rolę.
Aby uatrakcyjnić grę należało zwiększyć liczbę typów statków nieprzyjacielskich. Tak więc poza najprostszymi maszynami TIE Fighters, rozpadającymi się w pył po jednym celnym trafieniu, przyjdzie nam stawić czoła takim pojazdom jak: TIE Bombers, Freighters (transportowce), Shuttles, Corvetes (korwety), Destroyers (niszczyciele) i wielu, wielu innym.
Ukończenie wszystkich misji zależy nie tylko ód szybkości naszych palców i sprawności joystick’a, lecz również od inteligencji, tym bardziej, że trafiają się zadania w których w ogóle nie będziemy mogli użyć broni, na przykład wszelkiego rodzaju zwiad. Musimy zręcznie operować osłonami, przerzucając je w razie potrzeby np. z dziobu na rufę, oraz systemami zasilania – przydzielając odpowiednie ilości energii podzespołom statku.
W starciu bezpośrednim nie jesteśmy oczywiście bezbronni, podstawowym naszym uzbrojeniem są lasery, jednakże posiadamy jeszcze na pokładzie bądź to torpedy fotonowe (X i Y-Wing), bądź samonaprowadzające się rakiety (A-Wing). Warto nadmienić, że broń ta jest skuteczna w starciu z myśliwcami, nie radzimy natomiast atakować krążowników… Gdy akcja przybierze zdecydowanie zły obrót lepiej porzucić misję i uciec w nadprzestrzeń (chyba że uszkodzono nam hipernapęd, wtedy pozostaje nam już tylko katapultować się i modlić, aby zauważył nas jakiś statek).
Nie myślcie, że walka z hordami myśliwców imperialnych to łatwy kawałek Chleba. Trzeba się nieźle napocić żeby trafić cel strzelając z laserów, mimo że komputer pokładowy wskazuje nam właściwe wyprzedzenie z jakim trzeba strzelać. Gra jest bardzo dynamiczna i wymaga od gracza niezłej orientacji przestrzennej, tym bardziej że informacja podawana przez sensory przednie i tylne (dwa kółka w górnych rogach ekranu) jest dosyć fragmentaryczna. Dodatkowo co większe statki wroga wymagają kilku trafień – najpierw musimy przedrzeć się przez ich osłony (komunikat Shields Dn), potem uszkodzić kadłub (Hull Dmg) i dopiero wtedy oddać strzał, który zamieni statek w kupkę wirujących w przestrzeni szczątków (czyli Target Destroyed)…
Nie będziemy tutaj dalej opisywać wrażeń z gry, jest to po prostu niemożliwe, całość naszych odczuć można by chyba najwierniej oddać w dwóch słowach – trzeba zagrać.
Wspomnimy za to o walorach estetycznych. Grafika w sekwencjach filmowych jest doskonale dopracowana, a dzięki dużej liczbie klatek animacja jest bardzo płynna. W trakcie misji mamy do czynienia z obiektami wektorowymi, cieniowanymi jednak i posiadającymi dużo drobnych szczegółów. W tle widzimy obraz gwiazd, wraz z planetami, mgławicami itp., natomiast tuż przed sobą – bardzo ładnie opracowany kokpit, przy czym warto dodać, że kabina wygląda równie dobrze niezależnie od tego w którą stronę patrzymy. Wszystkie pociski i wiązki laserowe tworzone są przy użyciu grafiki rastrowej i wyglądają tak efektownie jak w sekwencjach demonstracyjnych (a już szczególnie “realistycznie” gdy ktoś strzela do nas z tyłu).
Dźwięk nie pozostaje w tyle za grafiką: oglądając sekwencje animowane słuchamy oryginalnej muzyki (pochodzącej z filmu), a jeśli mamy wystarczająco dużo wolnej pamięci to również wszystkich dialogów. Podczas bitwy słychać pracujące lasery, odgłosy przelatujących obok statków (w próżni!?), a R2D2 informuje nas głosem między innymi o uszkodzeniach.
Gra ta zajmuje oczywiście dosyć dużo miejsca na dysku twardym – 12MB, ale poza tym nie ma specjalnie wygórowanych wymagań, działać będzie nawet na AT z podstawową pamięcią. Do posłuchania muzyki niezbędna już będzie karta muzyczna, wygląda zresztą na to, że odmowa obsługiwania wbudowanego głośniczka staje się standardem. Cóż, znak czasu… Wszystkich którzy mają wystarczająco dużo wolnego czasu gorąco zachęcamy do gry!
Ujrzenia rozpadającej się “Gwiazdy śmierci” życzą:
Alex & Gawron
Opublikowano w czasopiśmie TOP SECRET 18/5 (1993)